piątek, 21 września 2012

Rozdział I

Nowe miejsce, nowy dom, nowe życie- tak właśnie myślała Sophie, kiedy wraz z przyjaciółką jechała pociągiem do swojej ciotki, do ciotki, której nigdy nie lubiła. Jednak po samochodowym wypadku jej rodziców cały jej świat zawalił się. Musiała opuścić rodzinne miasteczko, aby zamieszkać w Nowym Jorku.

-Liczy się dla mnie tylko nauka...- powiedziała Sophie do Sary, która wpatrywała się cały czas w okno.
-...nie mam czasu na chłopców-dodała po chwili, a przyjaciółka spojrzała na nią.
-Przecież ci wierzę, zawsze byłaś kujonem, moim kochanym kujonem-Odpowiedziała Sara przytulając się do przyjaciółki.
-Nie chcę zostać tutaj sama, nie możesz ze mną zamieszkać?- Odpowiedziała Soph przytulając Sarę.
- Przecież wiesz jacy są moi rodzice, nie pozwolą mi zostać tak daleko od domu i tak mieli pretensje, że przyjechałam razem z tobą. Jeśli zależałoby to odemnie pojechałabym i została razem z tobą nawet na końcu świata- Szepnęła z łzami w oczach- Kocham cię jak siostrę i obiecuję, że nigdy, ale to nigdy o tobie nie zapomną, zawsze będziesz w moim sercu najważniejsza...-dokończyła już ocierając łzy w rękaw swetra.
Prze kilka minut siedziały tak obie w siebie wtulone, jednak po długim sygnale przyszła chwila rozłąki. Soph powoli się podniosła i uśmiechnęła się do Sary.
- Też cię kocham...-odszeptała biorąc walizki- Oraz uprzedzając twoje pytanie, tak dam sobie radę, będę dzwonić i pisać, może nawet kiedyś cię odwidzę- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać, te twoje oczy, bujne włosy, całą ciebie...-powiedziała wycierając samotną łezkę wędrującą po jej policzku.
- Jak ty mnie dobrze znasz...- odpowiedziała ostatni raz w życiu przytulając przyjaciółkę- Idź, bo pociąg zaraz odjedzie.
Sophie zabrała walizki i wysiadła z pociągu, poszła w stronę stoiska taksówek i wsiadła do jednej z nich.
-Poproszę na Bendon street.
-Ależ oczywiście młoda damo-powiedział starszy mężczyzna uważnie jej się przyglądając
Cała droga minęła wyjątkowo szybko, przez całą podróż Soph oglądała okolicę, której w żaden sposób nie mogła poznać. Bywała tu często jako dziecko, lecz każde drzewo wydawało jej się obce, każda droga, każdy dom był nie do poznania, nawet ludzie wyglądali inaczej...
-Jesteśmy na miejscu...-odparł mężczyzna -...należy się....
-Dziękuję reszty nie trzeba-powiedziała dając mu banknot, który przewyższał prawie dwukrotnie daną kwotę.
-Ślicznie dziękuję- mężczyzna uśmiechnął się i pomógł wyciągnąć jej walizki z samochodu, które ustawił przed wielkim domem- Miłego dnia-powiedział delikatnie się kłaniając i wracając do auta.
Dom, nie przypominał tego, który pamiętała z dzieciństwa. Teraz był on obrośnięty z dwóch stron bluszczem, który nadawał mu efekt dzikości. Za domem znajdował się mały ogród, gdzie teraz było pełno suchych liści i połamanych gałęzi. Dziewczyna nie zdążyła się dokładnie rozejrzeć, bo przed jej nosem otworzyły się drzwi. Stała w nich kobieta, miała około 40 lat, jej długie blond włosy opadały na małe ramiona. Jak zwykle miała na sobie sukienkę i buty na wysokim obcasie.
-Kochanie nie spodziewałam się ciebie tak szybko-powiedziała ciotka ściskając ją mocno- Jake zabierz walizki naszego gościa do jej pokoju na strychu.- Jake, po tym jednym słowie oczy Soph skierowane były na wysokiego chłopaka, który również się jej przyglądał, a po chwili zbliżył się do niej i wziął jej walizki. Bez słowa skierował się na schody, a ona poszła zaraz za nim. Na 3 piętrze, czy strychu jak wolała mówić ciotka znajdowała się wielka sypialnia i łazienka. Kilka okien nadawało pomieszczeniu przejrzystość, wielkie łóżko, takie o jakim zawsze marzyła.
-Więc tak jestem Jake Denvers, mieszkam razem z twoją ciotką, a teraz i z tobą. Tamte drzwi to łazienka, te to garderoba, a tam masz mały gabinet i biblioteczkę-uśmiechnął się, a za nim Sophie zdążyła cokolwiek powiedzieć chłopak już wyszedł.
Pokój był niesamowity, był taki o jakim zawsze marzyła, wielki, przestronny, dobrze oświetlony. Zmęczona usiadła na łóżku wyciągając swojego laptopa. Jako strona główna przeglądarki wyświetlił się czerwony napis" WYPADEK NA TORACH, POCIĄG WYKOLEIŁ SIĘ ZABIJAJĄC WSZYSTKICH PASAŻERÓW" Soph przez myśl nie przeszło,że mogło chodzić o ten pociąg, którym jechała Sara, jednak dalej pisało" Jedną z ofiar jest 19-letnia Sara Martins, rozpoznano ją po dokumentach, które miała ze sobą" Po tym jednym zdaniu świat Sophie przestał istnieć, najpierw rodzice teraz Sara. Łzy spływały jej strumieniami, to napewno nie ona, to tylko jakiś głupi żart, powtarzała sobie w duszy kładąc się na łóżku i przykrywając głowę poduszką. Chciała aby ten dzień dobiegł końca...
Mam nadzieję,że historia wam się podoba i będziecie śledzić dalsze losy naszej Sophie.
                                                                                                                                     Missy♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz